"Klątwa" Olivera Frljicia utkwiła teatrowi w gardle i nie bardzo wie, co z tym począć - pisze Tomasz Miłkowski w Dzienniku Trybuna.
Miałem już do tego przedstawienia nie wracać. Ale nie sposób. - Wciąż budzi emocje, podsycane przez skrajne organizacje narodowe i stowarzyszenia ultrakatolickie. Zajścia pod warszawskim Teatrem Powszechnym pod koniec maja, kiedy na afisz wróciło przedstawienie Frljicia, nieskuteczna, ale niebezpieczna próba uniemożliwienia oglądania tych przedstawień przez spragnionych tego widzów, a nawet rozlanie żrącej substancji w hallu teatru, obraźliwe hasła i modły na pokaz w intencji grzesznych artystów, wszystko to miało wywołać wrażenie skandalu i nieobyczajności. Ale ujawniło raczej uśpione w polskim społeczeństwie prawicowe demony, chętne, by siać zamęt i budzić upiory, niż oburzenie postępowaniem artystów. Sprawa jednak nabrała na tyle niebezpiecznego obrotu, że dyrekcja teatru poczuła się w obowiązku złożyć oświadczenie, zwłaszcza że już przed tymi zajściami rozegrał się charakterystyczny przedtakt. Prezydent Warszawy wydała zakaz or