Największa ściema - pisze w felietonie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk
W latach 90. byłam głupia jak but. Wierzyłam we wszystkie slogany, którymi mnie karmiono i załapywałam się na każdą ściemę, która sławiła nowy, wspaniały świat. Jedną z tych ściem było "szukanie sponsora". W ogóle słowo "sponsor" zaczęło się często powtarzać w różnych kontekstach. "Prywatny sponsor", lek na całe zło, z kieszeniami wypchanymi kasą, uczynny i chętny, jedynie niedoinformowany, na co ma wydać swoje pieniądze, znajdował się gdzieś blisko, tuż-tuż, należało go jedynie znaleźć. Znaleźć i zapukać do jego drzwi, które on chętnie i szeroko otworzy. Prywatny sponsor jest Wspaniałą Osobą, bohaterem naszych czasów. Świetnie sobie radzi, zarabia pieniądze, ściąga komputery z Chin, swetry z Turcji, kawior z Rosji, banany z Boliwii, więc szerokim strumieniem płyną do nas wszelkie dobra, a wszystko dzięki jego pracowitości. Bierze on sprawy we własne ręce, nie w cudze, tylko we własne jak mówią w telewizji. Jest zajęty,