EN

14.05.2009 Wersja do druku

Wyznania dramaturżnicy

Łabędziokry z Gdyni - pisze w felietonie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk

Jestem w Gdyni, mają tutaj morze z łabędziami, które w nocy wyglądają jak kawałki kry na wodzie - a jeśli nawet tak wyglądają tylko w odmiennym stanie świadomości, to i tak dla mnie zostaną na zawsze łabędziokrami. Dwa lata temu w Nasutowie pod Lublinem odbyły się warsztaty zorganizowane przez Laboratorium Dramatu. Usłyszałam tam taką historię: "Dybuk" został postawiony pod sąd. Było to w Jerozolimie, trwało dwa dni. Powołano "skład sędziowski", który miał orzec, czy ta sztuka godnie czy niegodnie reprezentuje Izrael. Debata zakończyła się "uniewinnieniem". Wieczorem w Nasutowie zawsze odbywały się improwizacje reżyserskie (poza dniem, kiedy wszyscy pojechaliśmy na Majdanek). Wymyśliliśmy z Łukaszem Wittem-Michałowskim, że my w swojej improwizacji "ochrzcimy" "Dybuka". Wymyśliliśmy bohatera, który nie zgadza się, aby ten właśnie tekst reprezentował jego Naród, więc desantuje się z tekstem pod pachą w jakimś małym polskim kośc

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

Materiał własny

Autor:

Małgorzata Sikorska-Miszczuk

Data:

14.05.2009

Wątki tematyczne