Pawłowi Sztarbowskiemu na pocieszenie - pisze w felietonie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk
Panie Pawle! Polska jest krajem bogatym w różne staruszki i staruszków. Panu się akurat tak trafiło, jak ślepej kurze ziarno. Pan się zdenerwował i straumatyzował słysząc takie słowa jak: "I co się gapisz, Żydzie pie...dolony" i ja to rozumiem. Ale jest pociecha. Te pociechę ja panu niosę - bo nie jest pan sam w swoim smutku i biedzie - i proszę o tym pamiętać, kiedy pan znów załapie doła. Opowiem bowiem pozytywną historię o sympatycznej parze staruszków, których napotkałam na ciernistej drodze zawiłych stosunków polsko-żydowskich. Ja i dziecko moje, Michał (to samo, które dziadek Kazik pociesza w smutku), szliśmy sobie w słoneczny, letni dzień przed siebie. Dziecko, jak to durne dziecko: a to kwiatek zerwie, a to peta z ziemi podniesie i do gęby wsadzi, a to kapsel rzadki z błota wygrzebie i do kapslozbioru w kieszeni dołączy i - co ważne dla opowieści - ciągle to dziecko śmieje się, bo świat mu się pięknym zdaje (dzięki petom, kwiat