Baader-Meinhof: kompleks polski czy niemiecki? - pyta w cotygodniowym felietonie pisanym specjalnie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk
Poszłam sobie wczoraj do kina, normalnie, jak człowiek, co mi się ostatnio rzadko zdarza. Ubrałam się porządnie, odświętnie, co było odmianą po codzienno-domowym siedzeniu przed komputerem w piżamie, bo po co właściwie się ubierać, jak i tak cały dzień będę siedziała przed kompem? Pisarz pisze, pies się piesi, kot się koci. Film "Baader-Meinhof" gwarantował już w tytule, że nie będzie o Polsce, a że ja ostatnio tylko o Polsce myślę, Polską się przejmuję, Polską oddycham, to ta odmiana bardzo mi dobrze robiła, wesoła byłam i wesoła w fotelu siadałam. Wiedziałam, rzecz jasna, o czym film będzie, że nie-komedia to będzie, i że nic mojej wesołości nie usprawiedliwia poza tym, że nie siedzę w domu w piżamie i nie piszę. Ja kiedyś już sama siebie rozszyfrowałam w Kwestii Polski: że o czym bym ja nie pisała, gdzie by się akcja nie działa, w Paryżu czy we Florencji, w Berlinie czy w Pradze, to i tak to jest o Polsce. Tak wprost o P