Co wydarzyło się za wielką wodą? - pisze w cotygodniowym felietonie specjalnie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk
Tym razem będzie o podróży, o kraju dalekim i o gorączce teatralnej. Było tak: czerwona jak cegła, rozgrzana jak piec stałam na lotnisku z biletem elektronicznym w ręku. No dobra, poniosło mnie: trudno jest trzymać w ręku bilet elektroniczny. Więc trzeba patrzeć przez palce na tę moją opowieść i wierzyć mi piąte przez dziesiąte. Porzucamy lotnisko, bo nic ciekawego się na nim nie dzieje, i wychodzimy razem ze mną gdzieżby indziej, jak nie gdzieś za granicą. Ja cieszę się jak dziecko, lata lecą, kręgosłup dalej krzywy, szanse na zwiedzanie świata maleją, a tu nagle ja za granicą. Chichoczę, kompromituję się przed cudzoziemcami, ale co mam na to poradzić? Komuna mnie nie rozpuszczała, paszport trzymali na Kruczej, ślubny świadek uciekł z wycieczką do papieża, a ja się nie wybrałam do papieża, zostałam i płakałam. Ale dobra, było i się skończyło, nie ma się co rozczulać. Świadek potem przeniósł się do Kanady, ale nie zaprosił, b