Jak dziadek Kazik pociesza w smutku - pisze specjalnie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk
Zdarzyło się kiedyś, dawno, dawno temu, za górami, za lasami, że mój pięcioletni syn Michał uzależnił się od płyty Kazika "Melasa". Biedne dziecko, które i tak nie ma łatwo w życiu mając taką matkę jak ja (inteligentną, twórczą, płodną, dowcipną, zawsze opaloną, duchowo rozwiniętą i piszącą dwoma palcami bardzo długie sztuki) - otóż to dziecko słuchało maniakalnie Kazika i znalazło coś w jego tekstach, czego brakowało mu w domu rodzinnym, mlekiem i miodem płynącym. Czego? - głowiłam się patrząc, jak wsłuchuje się w kącie kuchni w odtwarzacz CD, jak rozpromienia przy piosence o ataku Marsjan, jak duma przy słowach "coście, skurwysyny, uczynili z tą krainą" lub "Zosiu, wybrałaś odpowiedź "b" czyli zaznaczamy "c". Gdy go zapytałam odpowiedział prosto: - Słucham, bo dziadek Kazik pociesza mnie w smutku. Ta odpowiedź nieoczekiwanie ujawniła moją własną tęsknotę za tajnym dziadkiem Kazikiem, który pocieszyłby mnie w smutku. Sz