W tym przedstawieniu brak jest jakiegokolwiek schematu, pomieszanie i poplątanie odzwierciedlają rzeczywistość - o "Manifeście jaszczurki" w reż. Sławomira Krawczyńskiego w Teatrze Bretoncaffe pisze Dominik Ferenc z Nowej Siły Krytycznej.
Niezły pasztet zgotował nam Teatr Bretoncaffe: elementy koncertu, baśni, teatru ruchu i sam już nie wiem, czego. Na wstępie poznajemy błazna wypowiadającego swoje przemyślenia, po paru chwilach pojawia się król, rozpoczyna się górnolotna dysputa, wszystko w rytm bębna i przygrywek z keyboardu. Po każdej dyskusji podsumowanie w postaci manifestu - król, błazen i jaszczurka. Najlepszy oczywiście jest tytułowy "Manifest jaszczurki" bez zrozumiałych słów, za wszystko przemawia ciało. Anita Wach świetnie wcieliła się w postać jaszczurki. Zwinna, sprytna wije się niczym gad. Ruchowy manifest jest mocną stroną spektaklu. W tym przedstawieniu brak jest jakiegokolwiek schematu, pomieszanie i poplątanie odzwierciedlają rzeczywistość. To istna groteska naszych czasów. Materia mieści się w pudełku, słów nie można zlikwidować, bo żeby tego dokonać trzeba użyć słów. "Manifest jaszczurki" jest manifestem myśli. Ukazano nam pewne krzywe spojrzenie na pa