Po 12 latach oczekiwań, sporów i nadziei dyrektor Jerzy Grzegorzewski otworzył sezon sceny dramatycznej spektaklem "Nocy Listopadowej" Stanisława Wyspiańskiego. I wsadził kij w mrowisko. Niektórzy atakują inscenizację Grzegorzewskiego za "szarganie świętości", inni zarzucają reżyserowi nadmierną ostrożność w demitologizacji narodowej legendy. Jedni i drudzy wytykają brak czytelnego zamysłu. "A to Polska właśnie!" - chichocze pewnie z zaświatów autor "Wesela". Zgodnie z często stosowaną w swoim teatrze metodą kolażową Grzegorzewski włożył tekst "Nocy listopadowej" w ramy "Wyzwolenia" osiągając tym samym efekt teatru w teatrze. Ten cudzysłów, atrakcyjny dla widzów otwartych na intelektualne łamigłówki, pozwala osiągnąć dystans do pokazywanych przez Wyspiańskiego wydarzeń. Dramat rozgrywa się w noc narodowej rebelii, której aktorami są nie tylko jej historyczni inicjatorzy, jak Piotr Wysocki, czy antagoniści młodych, np. Stanisław
Tytuł oryginalny
Wyspiański wreszcie w "Narodowym"
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 2