Myślałem: recenzja z wielkiego dramatu w wielkim teatrze, a cóż to osobliwego? Sięgnę po ołówek i "raz dwa" napiszę. Ale to nie takie proste: trudności piętrzą się jedne nad drugimi, ołówek zawisa w powietrzu. O ileż łatwiej było przed czterema laty, gdy Dejmek w Łodzi wznawiał po raz pierwszy po wojnie ów fresk teatralny Wyspiańskiego o nocy powstańczej Warszawy, i - otoczony nieufnością - udowadniał, że teatr Wyspiańskiego, także ten spoza "Wesela", nie zestarzał się do cna, nie zmłodopolszczył do własnej parodii, że może przybrać nowe oblicze, byle noc rozjaśnić odpowiednim reflektorem. Wiele się około Wyspiańskiego zmieniło - gdy niedawno Dejmek porwał się na całe w chmurach, "Akropolis", nikt nie protestował, nie zżymał się, a niejeden przyznawał, że Dejmek zrobił co mógł, by i te majaki ocalić dla współczesnego teatru, współczesnego widza. Ale właśnie dlatego, że sprawa jest jasna, zagadnienie si
Tytuł oryginalny
Wyspiański w Warszawie
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 104