Zarówno "Sędziowie" jak i "Powrót Odysa" nie należą do najpopularniejszych dramatów Stanisława Wyspiańskiego. Nie nawiązują też bezpośredniego dialogu z naszą narodowo-romantyczną mitologią, dlatego trudno przypisać je do nurtu, dzięki któremu Wyspiańskiemu nadano niegdyś miano "czwartego wieszcza". Właśnie ta odrębność obydwu utworów staje się dziś ich podstawowym atutem. Dobrze więc się stało, że można je od niedawna oglądać na scenach Warszawy. Tym bardziej że ich realizacji podjęli się najwybitniejsi współcześni reżyserzy: Jerzy Grzegorzewski i Krystian Lupa.
Dramaty łączy bez wątpienia jedna cecha: oba były próbami stworzenia nowożytnego modelu tragedii. W każdym z nich cel ów zrealizowano w odmienny sposób; w "Powrocie Odysa", jak nietrudno się domyślić, Wyspiański sięgnął bezpośrednio do antycznych źródeł, natomiast w "Sędziach" model tragiczny wpisany został w realia współczesne autorowi. "Sędziowie" są z pewnością jednym z najdziwniejszych utworów młodopolskiego wizjonera. Zarys fabularny dramatu powstał na podstawie autentycznego wydarzenia: tajemniczego zabójstwa niejakiej Jewdochy Abramczuk, posługaczki w żydowskiej karczmie. Forma tej jednoaktówki, choć niezwykle skondensowana, nie jest pozbawiona swoistych pęknięć. Utwór, rozpoczęty w roku 1900 (a więc jeszcze przed zakończeniem procesu domniemanego zabójcy), ukończył Wyspiański dopiero tuż przed śmiercią - w roku 1907. Nie pozostało to bez wpływu na pewne konstrukcyjne niekonsekwencje i - co za tym idzie - na formalny synkretyzm