Autorka prezentuje Wyspiańskiego przede wszystkim jako malarza, co jest o tyle cenne, że pozwala spoglądać nań całościowo, jako na artystę nie ograniczonego tylko do dramaturgii. Zwłaszcza, że był uczniem Jana Matejki, ale uczniem niesfornym, który wybrał własną drogę twórczą, wyzwalając się spod dominacji mistrza - o książce Marty Tomczyk-Maryon "Wyspiański", pisze Marek Arpad Kowalski w Notesie Wydawniczym.
Wyspiański to dla mnie przede wszystkim pisarz i dramaturg, twórca "Wesela", także "Warszawianki", "Nocy Listopadowej", "Legionu", "Powrotu Odysa", "Wyzwolenia" i innych utworów. Owszem, wiadomo, że był także malarzem, np. "Macierzyństwo", "Dziewczynka z wazonem i kwiatami", "Helenka" czy "Portret artysty z żoną" oraz twórcą słynnych witraży. Jednakże w powszechnym odbiorze widzi się go przede wszystkim jako literata. Autorka tymczasem prezentuje go przede wszystkim jako malarza, co jest o tyle cenne, że pozwala spoglądać nań całościowo, jako generalnie na artystę nie ograniczonego tylko do dramaturgii. Zwłaszcza, że był uczniem Jana Matejki, ale uczniem niesfornym, który wybrał własną drogę twórczą, wyzwalając się spod dominacji mistrza. Otrząsnął się ze szkoły monachijskiej i zafascynował się impresjonizmem, aczkolwiek nie był to impresjonizm klasyczny. Natomiast, co charakterystyczne dla twórczości Wyspiańskiego, to jego wyczulenie na