"Planeta" w reż. Moniki Powalisz w Teatrze Wytwórnia w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku.
Ciepły wieczór. W nostalgiczny nastrój wprowadza piosenka Ałły Pugaczowej. Na ławce siedzi mężczyzna w średnim wieku. Trzyma w ręku forsycje. Rozmarzony mówi, że widział ją w pociągu. Zresztą wszędzie ją widzi. Snuje opowieści o dziwnym słowie, o słowie, które zbyt często wypowiadamy. Nie trzeba zgadywać, jakie to słowo, bo bohater oczywiście je zdradza. Nuda. Wzrok bohatera prowadzi nas do jej mieszkania. Typowe gniazdko singla uwite z rozczarowań i pragnień. Wiecznie włączony biały telewizor ma zastąpić kogoś, ma opowiadać jakieś historie, wypełniać nieznośną ciszę. Ona dzwoni do przyjaciółki i opowiada o snach. Stara się być szczęśliwa. Oboje są samotni. Żyją obok siebie. Może nawet kiedyś byli kochankami. Tak mniej więcej wygląda "Planeta" samotnych według Moniki Powalisz. Reżyserka wzięła na warsztat, nietłumaczony dotąd na polski, współczesny tekst Jewgienija Griszkowca. Jego najpopularniejszym u nas dramatem była "