Żanna Gierasimowa wystawiła wczoraj w warszawskim teatrze Polonia spektakl "Rajskie jabłka". Joannie Derkaczew z Gazety Wyborczej opowiada o fenomenie Wysockiego, o tym, że dziś w Moskwie nikt nie umie go śpiewać i o tym, jak w piwnicach rodził się współczesny rosyjski teatr.
Joanna Derkaczew: W spektaklu "Rajskie jabłka" wraca Pani do pieśni Wysockiego po 20 latach przerwy. Dlaczego go Pani rzuciła? Żanna Gierasimowa: Ze skromności. Jak byłam młoda, śpiewałam go na prawo i lewo, zrywałam gardło, duszę, gitarę. Nazywali mnie nawet "Wysocki w spódnicy". To był zbiorowy szał. Jego piosenki były zakazane, ale wszyscy je znali. Płyty rozchodziły się z rąk do rąk, w drugim obiegu. Informacje o spotkaniach przekazywano sobie z ust do ust. Zbieraliśmy się nocami w mieszkaniach i pokładając się na podłodze, śpiewaliśmy do rana. Prawdziwy rosyjski underground. Potem jednak pomyślałam, że chyba to nie jest najlepsze zajęcie dla kobiety. Ale potem robiła Pani rzeczy jeszcze mniej kobiece - była Pani aresztowana, ukrywała się Pani przez miesiąc w piwnicy z mężczyzną poszukiwanym przez władze - Wtedy w Rosji nie tylko Wysocki był zakazany. Zakazana była też dramaturgia Teatru Absurdu. A ja i ten mężczyzna, czyli