"Słomkowy kapelusz" w reż. Piotra Cieplaka z Teatru Powszechnego w Warszawie na XII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.
Wielbiciele farsy o "Słomkowym kapeluszu" Eugene'a Labiche'a mówią, że to farsa fars, że to cudowny teatralny bibelot. Ci, którzy tego rodzaju bibeloty traktują, delikatnie mówiąc, z dystansem, tę XIX-wieczną sztuczkę nazywają nieznośną ramotą. Nieoczekiwanie okazało się, że "Słomkowy kapelusz" czytany przez Piotra Cieplaka i pokazany w miniony weekend na łódzkim Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych może być czymś zgoła odmiennym. Cieplak spojrzał na błahostkę fabularną z odległości wszechświata i zauważył, że życie jest taką błahostką. Że stale coś przed sobą odgrywamy, za czymś gonimy, stroimy w epokowe piórka, nie dostrzegając jak mija czas, który moglibyśmy poświęcić sobie nawzajem. I poświęcić miłości. Reżyser okroił mocno tekst, bez straty dla fabularnego przebiegu, aktorom przykazał grać w nawiązaniu do komedii dell'arte (ale z nowoczesnym, postmodernistycznym sznytem), całość rozpoczął... ukłonami.