"Wyścig spermy" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli w Warszawie. Ocenia Gentleman.
"Czy zabrała pani kiedyś komuś życie?" - od tych słów skierowanych beztrosko do bogu ducha winnego widza zaczyna się spektakl Macieja Kowalewskiego "Wyścig spermy". Inspiracją do powstania sztuki były reality shows, które odbyły się w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Uczestnicy programów oddawali spermę, która następnie miała dotrzeć do chemicznego substytutu komórki jajowej. Utwór, jak twierdzą jego twórcy, "podejmuje trudny temat stosunku do religii i ochrony życia w Polsce". Ja powiedziałabym raczej, że nie podejmuje tematu, lecz moralizuje na temat. Nie pozostawia widzowi wątpliwości, co do zdania, jakie powinien mieć. Pierwsza część spektaklu, zdawałoby się, finansowana przez jakąś fundację im. Jana Pawła II (dla każdego z bohaterów, niezależnie od wyznania i pochodzenia, jest on niezachwianym wzorcem osobowym), jest przeżyciem koszmarnym. Miałam wrażenie, że znalazłam się znów w podstawówce na lekcji religii u nawiedzonej katechetk