"Wyścig spermy" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.
Czasem człowiekowi się wydaje, że widział w teatrze już wszystko. Życie płata jednak niespodzianki , Gwizd, który rozległ się na sobotnim spektaklu "Wyścig spermy" w Teatrze na Woli - wydałem z siebie właśnie ja. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Wystarczy tylko otworzyć program przedstawienia sztuki autorstwa i reżyserii Macieja Kowalewskiego i zacytować kilka nieśmiertelnych fraz tej sztuki: "Mój nosiciel buddysta to pedał, ale gender ma kobiecy, czyli w sumie hetero-pedał, miał co prawda żonę, z którą jednak czuł się jak lesba". Tego rzeczywiście do tej pory na naszych scenach nie było. Do Teatru na Woli udałem się, aby patrzeć, jak nowy dyrektor obraża dobry smak publiczności. O tym przedstawieniu należałoby jak najszybciej zapomnieć, gdyby niejedno: to zapowiedź tego, co może nas tu czekać. Sztuka opowiada o idiotycznym reality show, w którym uczestnicy oddają spermę. Czyj plemnik dobiegnie jako pierwszy, by dać początek nowemu ż