Drezdeński festiwal "Szene: Polen" okazał się spójnym przeglądem małych form, dedykowanym prawie wyłącznie polskiej alternatywie. I był jak podróż w czasie, bo z niemieckiej perspektywy skromne, autorskie poszukiwania są w polskim teatrze najbardziej oryginalne - pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.
Kilka pierwszych dni maja spędziłem w Dreźnie na Festiwalu "Szene: Polen" organizowanym przez miejscowy Societaetstheater oraz Instytut Polski w Berlinie, Filię w Lipsku. I był to pobyt wielce pouczający dla polskiego teatromana. Wystarczył jeden rzut oka na program, by zorientować się, że żaden krajowy polish showcase już tak nie wygląda. Nie było na nim ani spektakli Klaty, ani Jarzyny, ani Warlikowskiego. "Szene: Polen" nie rościł sobie oczywiście prawa do bycia reprezentatywnym dla najważniejszych polskich zdarzeń teatralnych. Mimo że festiwal wsparł finansowo Instytut Adama Mickiewicza oraz Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, a także liczne niemieckie fundacje kulturalne, widać było, że tego przeglądu, jak i pewnie większości niemieckich festiwali z mniejszych ośrodków, zwyczajnie nie stać na najbardziej rozchwytywane polskie teatry. Okazało się, że w zasięgu organizatorów są wyłącznie spektakle z nurtu off. Nie dyskutuję z tym wyb