"Mleczarnia" w reż. Jacka Rykały w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.
Gdy czyta się tekst "Mleczarni" Jacka Rykały, wydaje się on zgrabnie skomponowanym zestawem anegdot i wspomnień, któremu głębszy sens mogą nadać jednak tylko ci, którzy pamiętają sosnowiecki "plan miasta" sprzed kilkudziesięciu lat. Pogwarki, prowadzone (nie całkiem serio) przez dwóch trzeźwiejących w wiadomej izbie facetów, też budzą obawę, czy długi dialog dobrze zniesie próbę sceny. A potem następuje konfrontacja z widzem i człowiekowi wraca wiara w teatr. Inscenizacja sztuki na Scenie w Malarni Teatru Śląskiego - choć ograniczona jednością miejsca i akcji - toczy się tak, jakby wspomnienia bohaterów nie wyświetlały się w ich wyobraźni lecz rozgrywały na oczach widzów. Obramowane filmowymi ujęciami starych dzielnic Sosnowca i ilustrowane muzyką w stylu fado, urzeczywistniają się poprzez słowo, śmiech, złość, wzruszenie, a nawet rozczulenie bohaterów. A oni - bohaterowie - znaleźli doskonałe medium w postaciach Wiesława Kańtocha (