O klasykę, o wielki repertuar romantycznych wieszczów wołano we Wrocławiu od kilku sezonów. W całym kraju teatry bronią się przed tyra jak mogą. I słusznie, bowiem szczególny materiał dramaturgiczny wymaga zarówno umiejętności jak i czegoś więcej. Wymaga koncepcji. "Balladyna" w Teatrze Polskim wywołała zdziwienie, u jednych sceptycyzm, u innych radość. Reżyser - Krystyna Meissner, w jednym z przedpremierowych wywiadów stwierdziła, iż ... chyba przez przekorę, postanowiłam zrobić rzecz na serio widząc ją przede wszystkim jako udramatyzowaną przez Słowackiego balladę". Ba, i co dalej? Właściwie wszystko jest jasne i czytelne, tyle że nie do końca. Główna rolę w inscenizacji odgrywa gmin czyli grupa prostych, współczesnych ludzi. Są to smutni, zrezygnowani wędrowcy (skąd? dokąd? dlaczego? - nie wie nikt), którzy komentują, i podpowiadają ciąg zdarzeń. Brak wyraźnej granicy między światem i rzeczywistością gminu a światem Balladyny
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie, nr 16