Fabuły są skrócone, zdawkowe, pozbawione napomnień w pointach. Ktoś tylko za każdym razem ścierką, jak w szkole, wymazuje z tablicy kolejną z pięciu linijek. Odfajkowane? Gorzej: unieważnione, bez znaczenia - o "Dziesięciu przykazaniach. Część I" w reż. Johana Simonsa z NT Gent w Gandawie gościnnie w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Jacek Sieradzki w Odrze.
- Nie będziesz wzywał nadaremno. - Przykazania?! - Nie będziesz wzywał imienia Polski nadaremno! Akurat nie dla obrony imienia Polski (któremu skądinąd, dewaluowanemu przez falangę demagogów, może by się obrona i przydała) sięgam po dialog z Wyzwolenia. Chcę sobie przywołać do ucha ten ton pytania-obelgi, pytania-pogardy. Sto lat temu cherlawy wieszcz z Krakowa, pisząc nieporównaną z niczym teatralną epopeję o wybijaniu się na wolność myśli, wolność od tandety, kłamstwa, głupstw i demagogii - od faryzejstwa i cynizmu także - nie upraszczał sobie zadania. W postaciach Masek kreował Konradowi przeciwników potężnych: swoją butą, zakorzenieniem w złych instynktach, pogardą dla naiwnych idealistów. Ale i swoją przenikliwością także. Sto lat później sceptycyzm Masek, ledwie skryty za frazesami, kwitnie na każdym kroku. Teatr nieczęsto sięga po "Wyzwolenie", a gdy to czyni, Konrad jest w gruncie rzeczy na straconej z góry pozycji. Niewiarę