Straszny jest widok drewnianych czaszek lalek, straszny jest chrobot ich drewnianych kości, strasznie jest poczuć na swoim gardle drewniane palce lalek. W "Czarnoksiężniku z Archipelagu" Adolf Weltschek opowiada na powierzchni ciemności. Jakby o zmierzchu malował coś liściem na tafli jeziora albo jakby pisał białym atramentem na czarnych kartkach, potwornie lękając się, czy następne słowo nie okaże się grzechem nadmiaru, błędem gadulstwa, sieczką zbędności. Z powieści Ursuli K. Le Guin została zaledwie garść scen jak migotliwe sentencje, i jeszcze pięć, może dziesięć bezlitosnych aforyzmów. To wszystko. Weltschek opowiada na powierzchni ciemności i z palcem na ustach. Tutaj, po naszej stronie, są jeszcze jakieś wióry światła, tam, z tyłu, nie ma już nic. Tylko smolista jama bez końca. Każda ciemność zawsze zdaje się bezdenna, stanowczo za duża jak na naszą jasność. Wystarczy zamknąć oczy, a do wnętrza czaszki przychodzą wszystk
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Polski" nr 31