"Ognisty anioł" Sergiusza Prokofiewa w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Filip Lech w tygodniku Wprost.
Historię nadprzyrodzonego trójkąta miłosnego, w którym problemy psychiczne przenikają się z okultyzmem. I potrzebą wiary, Treliński umocował w świecie kina: atmosfera przypomina Lyncha, komizmowi libretta przyświecają bracia Cohen. Mamy tu nawet zacytowany słynny taniec Travolty z "Pulp Fiction" Poza tym panuje tu wszechobecny oniryzm i zachwianie fabularnego porządku: umierający bohaterowie niekoniecznie muszą być martwi. Czy poszerza to nasze pole interpretacji? Śmiem wątpić. Najjaśniejszym punktem spektaklu jest Orkiestra TW-ON, udało jej się oddać wszystkie barwy i niepokoje muzyki Prokofiewa. Występująca w głównej roli Ausrine Stundyte nie udźwignęła swojej roli, nie potrafiła stworzyć swoim głosem ciekawej opowieści. O wiele lepiej wypadł towarzyszący jej Scott Hendricks i polskie śpiewaczki, które niestety otrzymały tylko role drugoplanowe.