Bez postaci, bez fabuły, bez wszystkiego, co z teatrem nam się zazwyczaj kojarzy, sceniczne kompozycje Pieśni Kozła pozostają dramatyczne.
Trudno uwierzyć, że minęło już dwadzieścia kilka lat od chwili, gdy Anna Zubrzycki i Grzegorz Bral opuścili Ośrodek Praktyk Teatralnych "Gardzienice" i we wrocławskim Ośrodku Grotowskiego rozpoczęli pracę nad swoim pierwszym samodzielnym przedstawieniem. Było oparte na "Bachantkach" Eurypidesa i nazywało się "Pieśń Kozła" (1997). Tytuł dał nazwę zespołowi i tak powstał legendarny już dzisiaj Teatr Pieśń Kozła. Był kiedyś teatr Dionizosa W tym samym roku 1997, kiedy powstawała "Pieśń Kozła", rodziło się zjawisko, które potem nazwano "nowym polskim teatrem" (18 stycznia odbyła się legendarna premiera "Bzika tropikalnego" reżyserii Grzegorza Jarzyny), ale nikt nie zdawał sobie sprawy, że właśnie następuje przełom. Jerzy Grotowski żył jeszcze, prowadził wykłady w College de France i zaledwie rok wcześniej odwiedził Polskę. Teatr wyrastający z szeroko pojmowanej tradycji laboratoryjnej wydawał się w pełni rozkwitu. Włodzimierz Sta