Kształcenie reżyserów w sposób systematyczny, "szkolny", jest rzeczą niezmiernie trudną. Kiedyś w naszych rozważaniach zapytywaliśmy, czy w ogóle możliwą. Bardzo niewiele państw próbowało tworzyć szkoły reżyserskie. W Polsce szkołę taką stworzył w roku 1934 Leon Schiller idąc za wzorem radzieckiego GITIsu. Rozwój wypadków późniejszych był właściwie paradoksalny - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny".
Polska stała się - o ile mi wiadomo - jedynym krajem, w którym reżyserzy ukształceni przez szkołę zaczęli odgrywać poważną rolę w życiu teatralnym. Jeszcze przed wojną błysnął Antoni Cwojdziński z miejsca zajmując stanowisko wśród doborowej stawki reżyserów warszawskich. Dzisiaj poważny odsetek działających w kraju reżyserów stanowią wychowankowie schillerowskiego PIS, a są to m. in. Wyszomirski, Rudzki, Bardini, Jabłonkówna, Zelwerowiczowa oraz Wyrzykowski, Sawan, Cegielski, Kosiński, Jerzy Kreczmar, Strzelecki - reżyserzy, kierownicy teatrów, dekoratorzy-inscenizatorzy. Powojenna szkoła wydała Skuszankę, Zamkow, René, Rakowieckiego, Sheybala, Kaliszewskiego, Krasowskiego i sporą gromadkę innych pracujących na naszych scenach reżyserów. Można rozmaicie sądzić o dodatnich lub ujemnych efektach pracy wykształconych przez szkołę reżyserską ludzi, nie ulega jednak wątpliwości, że instytucja, która w praktyce odegrała i odgrywa tak