"Frankenstein" Nicka Deara wg powieści Mary Shelley w reż. Bogusława Lindy w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.
Miał być grand spectacle, ale "Frankensteina" w Teatrze Syrena wyszła banalna opowieść o wykluczeniu, ośmieszona bezradnością świetnych przecież aktorów. W programie czytam, że sztuka Nicka Deara, który zaadaptował klasyczną powieść Mary Shelley, przebojem zdobyła Londyn, gdzie przedstawienie na jej podstawie wyreżyserował sam Danny Boyle. Nie wiem, co zrobił z tym tekstem autor "Trainspotting", a może to Bogusław Linda zdecydował się na daleko idące skróty. Nicka Deara znamy w Polsce z dość udanej "Władzy", przygotowanej przed laty w Narodowym przez Jana Englerta, Tym razem - przynajmniej sądząc po inscenizacji w Syrenie - mamy do czynienia z dramaturgiczną hybrydą, ni scenariuszem filmowym, ni partyturą dla spektaklu. Postaci pojawiają się i znikają bez psychologicznego i fabularnego uzasadnienia, trupy ożywają, by i tak przepaść jak sen złoty. Potwór Eryka Lubosa najpierw mozolnie, chyba przez kilkanaście minut, rodzi się w bólach,