Najnowsza premiera "Hamleta" rozpoczyna się interesująco. Marian Kołodziej znów przynosi chlubą naszej scenografii. Jest zawsze sobą - i za każdym razem nowy. Zanim podniesiono kurtyną, ona właśnie, pełna masek, mieczów, spiętrzeń - pozwala przeczuć niezwykły tok wydarzeń. Można by tu zacytować metaforę Norwida na temat"Balladyny": "rozpruj książkę i przeciągnij po stole, pionowo karty jej stawiając, a okaże ci się gajów zielonych i chat, i baszt połamanych perspektywa...". Rytm reżyserski nadany przez Janusza Warmińskiego, jest szybki, zwarty, elektryzujący. Przypomina najlepsze inscenizacje tego artysty, np. "Zęby podnieść różą" Trzebińskiego. Już pierwsza wymiana zdań informuje o niebezpieczeństwach, które Danii grożą i o niezwykłym pojawieniu się Ducha. Cała sprawa między Hamletem a jego Ojcem (którego gra z niepatetyczną siłą Mieczysław Voit) zajmuje niewiele czasu - wszystko zawiera. Od początku rysuje się indywidualność
Tytuł oryginalny
Wyczerpać "Hamleta"?
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 142