EN

26.09.2005 Wersja do druku

Wybuch namiętności

Nauczona doświadczeniem ostatnich miesięcy, kiedy to wydarzenia kulturalne, w których uczestniczyłam były albo śmieszne, albo żałosne, a co najmniej nudne, szłam na "Romea i Julię" z lekką niechęcią. I zawiodłam się. Widowisko było piękne. Tak po prostu - pisze Monika Frenkiel w Gazecie Krakowskiej.

Wiele razy widziałam ten balet. W różnym wykonaniu. Klasycznym i modern dance. W pełnej obsadzie i pojedyncze partie. Gdy zobaczyłam w programie Sacrum-Profanum Prokofiewa mogłam pomyśleć tylko: "Znowu? Cóż oni mogą do tego dodać? Czym mogą mnie zaskoczyć?". Z ciekawością - taką podszytą drwiną - słuchałam, że ma być to zderzenie sfery sacrum ze sferą profanum. Że wystąpią tancerze różnych stylów, w tym capoeirista i breakdansowiec. To, co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. I nie tylko moje, o czym świadczył aplauz widowni. Spektakl odegrano w hali walcowni, w postindustrialnej przestrzeni pełnej żelastwa i metalowych konstrukcji. Dwa poziomy sceny, razem z wiodącymi w kilku kierunkach wybiegami, dawały swobodę ruchów tancerzom, którzy - teoretycznie - tworzyli pary. Pary, których układ wciąż się jednak zmieniał; były także pary żeńskie lub męskie, byli i soliści, i trójkąty, grupy mężczyźni kontra kobiety itd. A że każdy

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wybuch namiętności

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Krakowska nr 224

Autor:

Monika Frenkiel

Data:

26.09.2005