Próżno by szukać na zawodowych, instytucjonalnych, a także offowych scenach teatralnych przedstawienia, które w jakikolwiek sposób wpisywałoby się w okres adwentowy - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
W ten wyjątkowy okołoświąteczny czas, jakim jest oczekiwanie na Boże Narodzenie. Chodzi o przedstawienia, które jeśli już nie tematem czy problemem, to chociażby samym klimatem nawiązywałyby do tego szczególnego okresu. Ale nawet tego nie ma. Właściwie nie powinno mnie to już dziwić. Dzieje się tak bowiem co najmniej od kilkunastu lat, a może i więcej. Czas Bożego Narodzenia czy okres Wielkiego Postu i świąt Zmartwychwstania Pańskiego od dawna nie znajdują żadnej korespondencji z tym wszystkim, co oglądamy na scenach teatralnych. A nierzadko są to przedstawienia wręcz bluźniercze. Nie mówię tu o pięknych, pozytywnych wyjątkach, bo takie też są, na szczęście. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że w kraju, gdzie ponad dziewięćdziesiąt procent Polaków deklaruje swoją przynależność do Kościoła katolickiego, teatry zachowują się, jakby znajdowały się i funkcjonowały w zupełnie innej kulturze, ba, nawet innej cywilizacji. Dość pop