"Nie-Boska Komedia" Zygmunta Krasińskiego w Teatrze Powszechnym - to właściwie pół tego dramatu, jego zaledwie części trzecia i czwarta, nieznacznie tylko inkrustowane ułamkami tekstu z partii skreślonych. Co na tym zyskujemy, co tracimy? - oto pytanie. Sam fakt, jednakże, iż oto sezon warszawski wzbogaca się o ten tytuł, należy powitać z uznaniem. Krasiński jako przenikliwy obserwator biegu historii, filozoficznie uogólniający jego nieubłagane prawidła, był niewątpliwie osobowością bardzo ciekawą - mimo pomyłek prognostycznych, mimo swych klasowych ograniczeń. Oto jest rok 1833. Ruch proletariacki nie wyszedł był jeszcze poza spiski karbonarskie i doświadczenia burzycieli maszyn, a ten pisarz i obserwator już potrafił przewidzieć nieuchronne, rewolucyjne zmiany przyszłości. Dostrzegał konieczności, okopy Świętej Trójcy uczynił przysłowiowym ostatnim bastionem nierzeczywistego, bo nie uczestniczącego w żadnej wyższej idei moralnej świ
Źródło:
Materiał nadesłany
"Trybuna Ludu" nr 52