"Dybbuk" Szlomieja An-sklego nazywany Jest, chyba trochę na wyrost, żydowskimi "Dziadami". Twórcy Teatru Wierszalin usiłowali dowieść, że tak Jest, albo że tak być może. Nic udało się. Spektakle Wierszalina zawsze miały obrzędową naturę. Były swoistymi świętokradczymi mszami, misteriami skalanymi. Artyści traktowali obrzędy jako pretekst do snucia opowieści o obecności zła, grzechu i nie zawsze możliwym odkupieniu. Tak było w "Turlajgroszku", "Merlinie", "Klątwie". W "Dybbuku" historia ta opowiedziana została raz jeszcze. Na początku jest kadysz. Żydowską modlitwę za zmarłych odmawia starzec, który raz jeszcze odwiedził groby swoich przodków. To w jego pamięci rodzi się widowisko, które jest zarazem obrzędem wywoływania duchów. Aby obrzęd był skuteczny, trzeba jednak duchy pokazać. Problem z duchami na scenie jest stary jak teatr. Wierszalina wpadł na pomysł tyle oryginalny, ile nieskuteczny. Duchy "grane" są przez wyblakłe zdjęcia,
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie, nr 110