"Imieniny" w reż. Aleksandry Koniecznej w Teatrze Narodowym na scenie Studio w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.
Rewia nie na premierę! Takimi właśnie słowami jeszcze za sanacji pewien woźny streścił dyrektorowi pewnego teatru próbę generalną. Czasem żal, że dziś nie ma już takich woźnych. Nie ma komu przestrzec, premiera odbywa się - i jest tak jak przed wojną. Fiasko. Inna sprawa, że ten przedwojenny dyrektor też nie posłuchał. Rezultat jak wyżej. Ludzie są niepoprawni. Woźnego zabrakło ostatnio w Teatrze Narodowym. A może i nawet nie trzeba było starca z sumiastymi wąsami znającego dobrze życie sceny, bo gdy reżyser pisze w programie: "Przeczytaliśmy sztukę dwa razy, po czym odłożyliśmy. Swobodnie, bez analizy tekstu krążyliśmy wokół zdarzenia, postaci, relacji między nimi", i dalej: "Myślę, że słowo umieszczone na początku procesu twórczego paraliżuje i uśmierca wyobraźnię", jeszcze dalej: "Uderzało mnie, że tekst jest o niczym(...) By NIC było jeszcze bardziej niczym, a rozpacz, którą daje NICOŚĆ jeszcze bardziej bolała" - dyrekt