Wśród wielu innych znakomicie zrobionych scen jest w {#os#58}Dejmkowym{/#} "Wujaszku" jedna o szczególnej wyrazistości i dynamice dramatycznej. Na fotelu siedzi z podkurczonymi nogami Sonia (Elżbieta {#os#306}Kępińska{/#}). Jest sama. Wchodzi Helena - jakaś radośnie podniecona, ożywiona, podekscytowana. Wiemy, o kim myśli: o Astrowie. "Gdzie doktor?" - pyta. Sonia napina się z jakąś agresywną czujnością, jak dzika kotka, gotowa w każdej chwili rzucić się na kogoś, kto chce zabrać jej upatrzoną zdobycz. "Wyszedł" - odpowiada w nieprzyjaznym tonie. Uśmiech na twarzy Heleny gaśnie, mięśnie twarzy rozluźniają się, ciało - przedtem napięte, traci swą prężność. Spojrzały na siebie. Już wiedzą o sobie i o Astrowie. Tę scenę pamięta się najbardziej. Aktorsko najlepsza chyba z całego przedstawienia. A jednak ta scena jest przykładem jego niespójności artystycznej. Bo właśnie tak zagrana scena nie może być wstępem do na
Tytuł oryginalny
Wujaszek Wania
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne Nr 10