Tak mawiał niezapomniany bohater powieści DENISA DIDEROTA -Kubuś Fatalista. Jego filozofia - to jakże rzadki w dzisiejszych czasach przykład optymizmu i spokoju.
Publiczność stołecznego Teatru Dramatycznego obejrzała trzecią inscenizację "Kubusia Fatalisty" w reżyserii ZBIGNIEWA ZAPASIEWICZA. Trzecią, bo dwie pierwsze były dziełem znakomitego, nieżyjącego już aktora i reżysera WITOLDA ZATORSKIEGO. Prapremiera miała miejsce w łódzkim Teatrze Nowym 17 lutego 1974 roku, a więc niemal dokładnie piętnaście lat temu. Zatorski postanowił malowniczy, diderotowski tekst podać przede wszystkim za pośrednictwem piosenki i specyficznej gry aktorskiej, zasadzającej się na znacznie lepszej niż przeciętna sprawności fizycznej. Pamiętam - bo oglądałam to przedstawienie - że BOGUSŁAW SOCHNACKI jako Kubuś, a oprócz niego debiutująca wówczas BARBARA DZIEKAN, ZOFIA GRĄZIEWICZ, MACIEJ GORAJ, RYSZARD DEMBIŃSKI. RYSZARD STOGOWSKI i inni wygłaszali swoje kwestie do wtóru świetnej muzyki STANISŁAWA RADWANA, w ciekawej, zgrzebnej scenografii JERZEGO GRZEGORZEWSKIEGO w trakcie wykonywania istnych łamań