Pamiętam spotkanie z Edwardem Albee kilka lat temu, w jednym z klubów studenckich. Był to młody jeszcze (niespełna lat czterdzieści) człowiek, dowcipem i błyskotliwością maskujący zmęczenie. Chętnie, ale i jakby z zawstydzeniem mówił o swoich sukcesach, które przyszły późno, po latach jałowego i bezcelowego życia w nowojorskiej dzielnicy cyganerii - Greenwich Village. Głośno było wtedy o jego sztuce "Kto się boi Virginii Woolf" wystawionej i w Krakowie. Albee jest postacią nader charakterystyczną we współczesnej literaturze amerykańskiej; jednym z tych buntowników, którzy - jak Salinger, Kerouac czy Ferlinghetti - postanowili rzucić wyzwanie kulturze amerykańskiej; amerykańskiemu stylowi życia, jego mitom, zadufaniu i zakłamaniu. Syn (przybrany) znanego byznesmena, mógł Albee patrzeć na świat przez szyby Rolls-Royce'a, którym wożono go na przedstawienia teatralne (właśnie na teatralnych przedsięwzięciach dorobił się ojczym, pan Reed Albe
Tytuł oryginalny
Wszystko o "amerykanizmie"
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 132