- Do szkoły teatralnej zdałem, bo niczego innego nie umiałem. Ale już jako doświadczony aktor odrzuciłem dziesiątki propozycji, które dawały możliwość szybszego awansu w tym zawodzie. Role wybierałem z klucza towarzyskiego. A grałem, bo na życie musiałem zarobić - rozmowa z Markiem Kondratem.
Lekarz mi niedawno tłumaczył, że mężczyźnie na kacu chce się uprawiać miłość, bo czuje śmiertelne zagrożenie, a natura mu podpowiada, że to jest ostatni moment do pozostawienia po sobie jakiegoś śladu Katarzyna Kubisiowska: Jaki to moment w pana życiu? Marek Kondrat: Po raz pierwszy składa się ono w całość. Świat skurczył się niesłychanie, właściwie ograniczam się do kilku ulic, grono przyjaciół mam niewielkie. Odciąłem się od rzeczy kompletnie błahych i niepotrzebnych. Jakich? - Polityki, sporów, kto ma rację, a kto nie, kto kłamie, a kto mówi prawdę - za stary na to jestem. Wybory, których teraz dokonuję, kierują mnie w stronę odpoczynku, uczestnictwa w rzeczach powtarzalnych, przewidywalnych, dających poczucie bezpieczeństwa, a nie narażających bez przerwy na konfrontację ze sprawami ostatecznymi. To chodzi o mniejsze siły? - Siły, z których jest człowiek w stanie skorzystać, nie tylko dotyczą fizyczności, ale tak�