"maria s." w reż. Eweliny Ciszewskiej na Dużej Scenie Teatru PWST we Wrocławiu. Pisze Karolina Obszyńska w Teatraliach.
"maria s." to monodram Eweliny Ciszewskiej, ogromnie i wszechstronnie utalentowanej aktorki, mima i choreografki. Przedsięwzięcie to jest nie tylko autorskie, ale też nowatorskie, odkrywające wiele małych tajemnic teatru. Rzecz dotyczy uzależnienia matki od córki (i odwrotnie), o wzajemnym przenikaniu pokoleń, a także o kobiecości samej w sobie, oglądanej przez lata, niczym eksponaty w muzeum. Właśnie w muzeum, bo tam, przynajmniej częściowo, rozgrywa się akcja spektaklu. Marysia (dla matki nadal Marysia, nie Maria, mimo dorosłego już wieku), absolwentka historii sztuki, pilnuje dystyngowanej, przytłaczającej wręcz swym rozmiarem, sukni Marii Stuart. Tej Marii Stuart - szalenie inteligentnej, niezależnej i niebezpiecznej królowej Szkocji i Francji XVI wieku. Jest jeszcze matka, której głos rozbrzmiewa z telefonu Marysi, zawsze, gdy ta właśnie oddaje się marzeniom. Te trzy kobiety, pozornie różniące się od siebie, w istocie łączą się w dziwnym tr�