Polscy reżyserzy naśladują antykapitalistyczny teatr René Pollescha, a on sam wygrywa polskie festiwale i realizuje spektakl w warszawskim teatrze. Jeden z najsławniejszych niemieckich reżyserów pokazuje nam, jak abstrakcyjne teorie filozofów i publicystów przekładają się na życiowe konkrety - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
Od kilku dni w teatralnych newsach powtarza się jedno nazwisko: René Pollescha [na zdjęciu]. Pollesch znów w Polsce. Pollesch wygrał 42. edycję szczecińskiego Przeglądu Teatrów Małych Form "Kontrapunkt". Pollesch rozpoczął próby do "Ragazzo dell'Europa" w TR Warszawa. Kolejne dramaty Pollescha ("Cappuccetto Rosso", "Pablo w markecie Plusa", "Hallo Hotel...!") ukażą się po polsku. Skąd to nagłe zainteresowanie antykapitalistycznym teatrem niemieckiego idola, który dotąd gościł u nas (we Wrocławiu i w Warszawie) zaledwie dwa razy? Zwycięstwo Pollescha na Kontrapunkcie nie byłoby możliwe, gdyby nie rewelacyjny pomysł organizatorów. Zapakowali oni widzów w autokary i zawieźli do Berlina. Dzięki temu uczestnicy szczecińskiego festiwalu dwa konkursowe spektakle niemieckich gwiazd ("Śmierć praktykanta" Pollescha w Volksbühne im Prater i "Produkt" Tomasa Ostermeiera w Schaubühne) i jeden spektakl pozakonkursowy ("W gąszczu miast" Franka Castorfa w Volksbüh