EN

17.04.1973 Wersja do druku

Wszyscy moi synowie

Trudno w kilku słowach pisać o takim spektaklu jak wczorajszy. Że sztuka świetna? To wiadomo od chwili jej prapremiery, od roku 1947. Uderzała wtedy, ale uderza i dziś, w najistotniejszy problem, streszczony w jednym zdaniu Chrisa, skierowanym w stronę ojca; - "powinieneś wiedzieć, że poza tym domem także są ludzie". Stary Keller nie zrozumie tego do końca. Nawet jego samobójcza śmierć nie jest przyznaniem się do winy - do zabójstwa dokonanego na 21 pilotach. Świat, tragedie na nim się rozgrywające, dotrą do Kellera dopiero wtedy, gdy dotkną go osobiście. Trudno o ostrzejsze oskarżenie społeczeństwa, i to rzucone w dwa lata po wojnie. Reżyser Jan KulczyńsKi nie starał się niczego interpretować "od nowa", odczytał sztukę Millera taką jaka ona jest. W tym spektaklu przykuwał uwagę przede wszystkim Chris Piotra Fronczewskiego. Wierzyło mu się, że ma moralne prawo do bezkompromisowych dociekań. Fronczewski określił kreowaną przez siebie postać

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Łódzki

Autor:

J. Kat.

Data:

17.04.1973

Realizacje repertuarowe