Nazwisko znakomitego, współczesnego dramaturga amerykańskiego Arthura Millera znane jest dobrze teatromanom łódzkim. Pamiętamy jego "Śmierć komiwojażera", "Czarownice z Salem" i "Widok z mostu". Tak się jednak złożyło, że dopiero teraz oglądamy jego sztukę z roku 1947. Przewijające się przez nią, a nawiązujące do zdarzeń II wojny światowej akcenty antywojenne wywołują żywy rezonans i dziś, kiedy bomby spadają na Wietnam, Kambodżę i państwa arabskie. Niemniej aktualny jest również moralny sens tej scenicznej opowieści o machinacjach amerykańskiego fabrykanta Joe Kellera, który w czasie wojny dostarczył lotnictwu całą serię samolotowych głowic-niewypałów, przez co zginęło 21 lotników. To przestępstwo staje się z kolei przyczyną ostrych starć rodzinnych, ponieważ syn aferzysty, Chris (jeden z tych, którzy walczyli, a nie zarabiali na wojnie) ulepiony jest ze zgoła innej gliny, aniżeli jego ojciec. Jest to więc nie tylko konflikt dwu
Tytuł oryginalny
"Wszyscy moi synowie"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 133