To już kanon. Banalne stwierdzenie, że "Kalkwerk" Thomasa Bernharda w reżyserii Krystiana Lupy jest przedstawieniem wybitnym, wygląda jak unik. Dlatego z okazji wydania na DVD telewizyjnej rejestracji sztuki pozwolę sobie na kilka bezczelnych zdań ateusza. Kogoś, kto zobaczył "Kalwerk" bez krytycznej apoteozy. I zachwycił się jak uczniak - pisze Łukasz Maciejewski w machinie.
To już kanon. Banalne stwierdzenie, że "Kalkwerk" Thomasa Bernharda w reżyserii Krystiana Lupy jest przedstawieniem wybitnym, wygląda jak unik.A przecież legenda tego spektaklu, jednego z najważniejszych przedstawień teatralnych XX wieku, wynika również z taktycznej ucieczki Lupy przed tezą i oceną. Ile widzów, tyle obrazów "Kalkwerku". To jedno z najdłużej utrzymujących się przedstawień na afiszu w Polsce. Odnoszę wrażenie, że o "Kalkwerku" napisano już wszystko. Analizie poddano wybitne kreacje Andrzeja Hudziaka (Konrad) i Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik (Konradowa), pisano o kongenialnej adaptacji tekstu literackiego, muzyce Jacka Ostaszewskiego, scenografii, kostiumach. Dlatego z okazji wydania na DVD telewizyjnej rejestracji sztuki pozwolę sobie na kilka bezczelnych zdań ateusza. Kogoś, kto zobaczył "Kalwerk" bez krytycznej apoteozy. I zachwycił się jak uczniak. "Kalkwerk", wsączająca się niczym trucizna kantata o geniuszu intelek