"Dzieci z Bullerbyn" w reż. Anny Ilczuk w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Mike Urbaniak na swoim blogu www.panodkultury.wordpress.com.
Oglądam ostatnio coraz więcej teatru dla dzieci. Nie, żeby mi to sprawiało jakąś wielką przyjemność, raczej z ciekawości. A to wpadnę do Białostockiego Teatru Lalek na "Krainę Śpiochów" dla maluszków (reż. Bernarda Bielenia), a to na "Pieśń o cieniu" (reż. Ula Kijak) dla młodzieży, a to na "Wiedźmy" (reż. Agnieszka Glińska) do Teatru Lalka w Warszawie, a to na "Lokomotywę" (reż. Piotr Cieplak) do stołeczngo Teatru Powszechnego. Te wypady nie są łatwe, bo jestem w stanie znieść w swoim otoczeniu jedno dziecko, ewentualnie dwójkę. Kilkuset głośnych małych widzów to już dla mnie stanowczo za dużo. Od razu zaczyna boleć mnie głowa i jak Starina z "Klatki dla ptaków" muszę niezwłocznie zażyć "pirynę". Ale kiedy dotarły do mnie wieści, że Anna Ilczuk zrobiła w Teatrze Polskim we Wrocławiu "Dzieci z Bullerbyn" popędziłem do dolnośląskiej stolicy natychmiast. Marcin Pempuś jako Olle? No, błagam! To się nie mogło nie udać. Dobra,