Gołym okiem widać, gdzie kończy się twórcza pasja czy nawet artystyczna furia, a zaczyna zwykłe prostackie grubiaństwo, które kładzie się cieniem i na sztukę, i na pracę. Pozostaje wyłącznie niesmak - incydent z udziałem Janusza Wiśniewskiego, dyrektora Teatru Nowego w Poznaniu komentuje Ewa Obrębowska-Piasecka w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Teatr jest świątynią sztuki. Niepodzielnie rządzi w nim kapłan - reżyser. To, co wydarza się w sali prób między nim a aktorami, zwykle pozostaje tajemnicą dla większości śmiertelników. W sali prób można przekroczyć wiele granic - jeśli tylko zgodzą się na to wszyscy zainteresowani. Czasem owocuje to arcydziełem, czasem gniotem. Janusz Wiśniewski i jego zespół mają na koncie i spektakle wielkie (genialny "Faust", odkrywczy formalnie "Lobotomobil"), i spektakle mierne (jak "Romeo i Julia"). Mają też wiernych widzów - wciąż ciekawych tego, co jeszcze może się na ich scenie wydarzyć. Zaliczam się do nich i ja. Uważam, że teatralny duch wciąż mieszka w tej świątyni. Teatr jest też instytucja publiczną i miejscem pracy. Rządzi w nim dyrektor. Granice niepodzielności tej władzy są jednak wyraźnie określone, a ich przekroczenie grozi konkretnymi konsekwencjami regulowanymi przez kodeks pracy i inne przepisy. Nie mnie oceniać, czy ktoś je w Teat