"Ślub" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.
Gombrowicz zachęca do przyprawienia komuś gęby, do podyskutowania o czymś, co sens nabiera tylko przez dyskusję o tym, a nie przez sam temat. Gombrowicz zmusza do oceny formy przez inną formę właśnie, do badania kondycji człowieka przez pryzmat skali i wyobrażeń o skali. Rozmnażanie pojęć i rozkoszowanie się pojęciowym bełkotem są niezbędnym składnikiem gombowiczowskiej myśli głównej i koniecznej. Sen to czy jawa? W zdeformowanym świecie człowiek umie na chwilę wyjść z transu, jednak deziluzja kusi wygodnictwem i pozornym spokojem, zmieszanym z patosem i przewartościowywaniem. Jak daleko gdyński "Ślub" dotknął palicem sedna gombrowiczowskiej sztuczności? A jak nie zachwycił, skoro miał zachwycić? Waldemar Śmigasiewicz, reżyser ze wskazaniami do wystawiania Gombrowicza (w Gdyni od 1993 wyreżyserował, najczęściej z powodzeniem: "Ferdydurke","Iwonę, księżniczkę Burgunda", "Operetkę", "Trans-Atlantyk") zapewniał na konferencji prasowej o