Wspomnienia o kimś - to przy okazji również o sobie. Nie ma wspomnień o kimś bez jego relacji z nami i szerszym tłem. Wojtka Siemiona poznałem prawie pół wieku temu, no, może przed 45 laty, podobnie jak większość twórców starszego pokolenia. Wtedy byłem dopiero co upieczonym asystentem Polonistyki na UW, sekretarzem osobistym profesora Witolda Doroszewskiego, zajmowałem się składnią, dłubałem w języku Słowackiego, Norwida i Mrożka, ale i we własnym. Były to czasy kabaretów studenckich. Pisałem dla kabaretu "Stodoła", prowadziłem Kabaret Literacki Uniwersytetu Warszawskiego (z Janem Stanisławskim, Krzysztofem Dzikowskim, Bogusławem Choińskim, później Janem Skotnickim). STS był dla mnie niedostępny. Wieża malowana z Wojciechem Siemionem - wystawiona właśnie w STS-ie - to była nieosiągalna wieża z kości słoniowej czy jakiegoś szlachetnego kruszcu. Mogłem sobie wtedy jedynie pomarzyć o takim aktorze, który już wtedy był niezwykłą, n
Tytuł oryginalny
Wspomnienie o Wojciechu Siemionie
Źródło:
Materiał nadesłany
Yorick nr 27