Tadeusza poznałem, co naturalne, w Teatrze Węgajty. Ten teatr bowiem, jak magnes, przyciągał do siebie wielu ciekawych i wartościowych ludzi. Poza licznymi[i zmieniającymi się z wiekiem] aktorami - przybywali tu studenci z etnografii, teatrologii - i bez podziałów - wszyscy ludzie, których teatr istniejący na uboczu centrów kultury i miast - przyciągał do siebie.
Tu właśnie poznałem radiowca - wrażliwą i mądrą Izę Walesiak, tu także różnych dziennikarzy, z których na pierwsze miejsce wybił się[bez specjalnych zawodów w tym "biegu"] dziennikarz olsztyński, Tadeusz Szyłłejko. Śmiem powiedzieć, że polubiliśmy się z Tadeuszem, choć nasza znajomość nie przekroczyła spotkań w Teatrze Węgajty i licznych, czasem przypadkowych, rozmów, gdy spotykaliśmy się w Olsztynie. Mieliśmy wtedy wrażenie, że "nadajemy na tej samej fali" - że rozumiemy problemy kultury i sztuki, często związane z Węgajtami. To wcale nie było oczywiste dla Olsztyna. Inne są problemy teatralne dość prowincjonalnego miasta, inne awangardowego teatru mówiącego swoim, współczesnym językiem. I lukę tę zapełniał w prasie właśnie Tadeusz. Ogłosił on w prasie olsztyńskiej kilkanaście/kilkadziesiąt artykułów o Węgajtach, próbując pokazać miastu, jak wspaniałą "perłę" ma pod swoim bokiem. Czy Olsztyn to zrozumiał? Część