- "Wielebnych" pisałem w Meksyku prawie 10 lat temu. Pewne sprawy, które wtedy wydawały się dość abstrakcyjne, w Polsce okazały się prorocze, to dla mnie spora niespodzianka. Choć nie czuję z tego powodu satysfakcji - mówi SŁAWOMIR MROŻEK.
Lubi pan chodzić do teatru? Sławomir Mrożek: Już nie. Przede wszystkim z powodów odwiecznych. To znaczy... - To znaczy z racji wieku. Po przeżyciu 75 lat już mi się nie chce. To chyba zresztą normalne. Tym, którzy mają tyle lat co ja, nie chce się już wielu rzeczy, np. chodzić do teatru. A jednak czasem robi pan wyjątek, np. ostatnio odwiedził pan Kielce i Teatr Żeromskiego. - To już moja trzecia wizyta w tym teatrze. Pierwszy raz byłem tu, by zobaczyć premierę "Miłości na Krymie" w reżyserii Piotra Szczerskiego. Zachęciła mnie kaseta z nagraniem spektaklu. Dobrą opinię o tamtym przedstawieniu do dziś podtrzymuję, podobnie myślę o inscenizacji "Wielebnych" Grzegorza Chrapkiewicza. "Miłość na Krymie" poprzedził pan w druku 10 regułami, którymi powinni kierować się reżyserzy wystawiający pana sztuki. Czy te reguły nadal obowiązują? - Tak, moje sugestie wciąż są aktualne. Jednak, czy reżyserzy będą je stosować, czy nie, to