Wysoki, lekko zgarbiony, wielkie, bystre oczy, podążający popołudniem ze swoim ukochanym psem wilczurem brzegiem morza, a potem przez las. I tak codziennie, zawsze. Potem wracali do teatru, bo Sławek niezmiennie egzystował w garderobie z psem - wspomnienie o gdyńskim aktorze SŁAWOMIRU LEWANDOWSKIM.
O czym tam ze sobą gadali - a gadali - nie wiadomo. Rytm prób i spektakli wyznaczał sposób życia. Teatr był dla Sławka drugim domem. Praca na scenie była najważniejsza, a w przerwach książki i muzyka. Był erudytą. Wiedział wszystko i to była wiedza tak wszechstronna i bogata, że imponował nie tylko kolegom, ale także wybitnym artystom, którzy pracowali, czy odwiedzali teatr. Był romanistą. Francuscy goście byli przekonani, że to ich rodak mieszkający w Polsce. Znał włoski, niemiecki, łacinę (dlatego od razu wiedział, co znaczy słowo "paliatywny"). Natychmiast dzielił się wrażeniami z nowo przeczytanych książek i zarażał pragnieniem ich poznania. Szył sobie ubrania, spodnie, koszule, kurtki. Swego czasu spędził tygodnie w pracowni krawieckiej, by nauczyć się szyć garniturowe spodnie pod okiem mistrzów. Robił fajne swetry na drutach. Był smakoszem. Eksperymentował w kuchni z wyszukanymi przyprawami z najbardziej egzotycznych