"Wyzwolenie" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Anna Szymonik w Teatrze.
Na pustej, ciasnej scenie, w otoczeniu widzów, stoi dziesięciu młodych chłopaków. Jedni rozmawiają, inni zdają się głęboko zamyśleni. Wszyscy trzymają w dłoniach tabliczki z numerami. Panuje nastrój oczekiwania. W pewnej chwili na scenę wchodzi elegancka kobieta i słowami Wróżki z jedenastej sceny pierwszego aktu dramatu prowadzi casting na Konrada. Atmosfera staje się nerwowa, po twarzach młodych aktorów widać, że każdy z nich bardzo chce być wybrany do tej roli. I nic dziwnego. Mickiewiczowski Konrad z III części "Dziadów" u Wyspiańskiego ma odegrać niebagatelną rolę. Ma wyzwolić ducha narodu z pęt tradycji romantycznej, która, lokując swe ideały w sferze ducha, odciąga naród od teraźniejszości, od życia, sprawia, że Polska staje się dla niego dziedzictwem przeszłości otoczonym kultem duchowym, przestaje istnieć i przemienia się w marzenie. Oznacza to dla narodu bezwład, unicestwienie woli, brak jakiegokolwiek czynu, a w rezultacie