Młodzi wrocławianie odgrywają historię własnego
miasta postawioną na głowie historii
Akcja pierwszego aktu toczy się w roku 1938. W Niemczech trwa noc kryształowa. Rzec można, że odłamki szkła z witryn żydowskich sklepów docierają aż na dzisiejszy wrocławski Brochów. Akt trzeci to już rok 1948, Kongres Intelektualistów we Wrocławiu. Spotkanie przedstawicieli zwycięzców w oswobodzonym kraju, tyle że mało w nim radości, głównie zdziwienie obyczajami wprowadzonymi przez sowieckich namiestników. Jest poczucie rozbicia i niemożności znalezienia się w nowym świecie. Błąkanina, wspominanie zaginionych. Między aktem pierwszym i trzecim prowadzą nas z wieży wrocławskiego dworca (tu Grupa "Ad Spectatores" zaaranżowała spektakl) na peron, gdzie stoi towarowy brankard oklejony papierem. Mało luksusowy, ale i tak daleki od rzeczywistego koszmaru wojennych transportów. Wiozą nas kilkanaście minut w jedną stronę, kilkanaście z powrotem. Gra zespół jazzowy, płyną stare niemieckie przeboje i songi z "Opery za trzy grosze". Polowy teatrzyk